Za pieniądze można kupić sobie rajskie wyspy, najpiękniejsze dziewczyny i czego dusza zapragnie.

 

Swego czasu Ojciec Dyrektor głosił piękne hasło: Tyle wolności ile własności, tyle Polski ile ziemi. Niby takie oczywiste, ale dla mnie  wówczas , było to zupełnie odkrywcze.  Myślałem, że już wiem wszystko na temat własności. Tymczasem przeglądając „NEona” natknąłem się na >Świętą Własność< , o masz … przecież to brzmi niczym „Skowyt” Alena Ginsberga , albo  Sanctus  z „Mszy Wędrującego”  Edwarda Stachury, którego  fragment, pozwalam sobie teraz zacytować:

„Święty święty święty - blask kłujący oczy

Święta święta święta - ziemia co nas nosi

Święty kurz na drodze

Święty kij przy nodze

Święte krople potu

Święty kamień w polu

Przysiądź na nim, panie

Święty promyk rosy

Święte wędrowanie

 

Święty chleb - chleba łamanie

Święta sól - solą witanie

Święta cisza, święty śpiew

Znojny łomot prawych serc

Słupy oczu zapatrzonych

Bicie powiek zadziwionych

Święty ruch i drobne stopy

Święta święta święta - ziemia co nas nosi …”

Pięknie to brzmi, szczególnie w wykonaniu Anny Chodakówny. Cóż, skoro życia nie składa się z samej poezji, zatem powróćmy do prozy.

Dla większości  zapewne, własność kojarzy się z wolnością, z bogactwem, z pieniądzem, z niemalże nieograniczoną możliwością zaspakajania swoich pożądliwości oczu, ciała i pychy tego świata.

Za pieniądze można kupić sobie rajskie wyspy, najpiękniejsze dziewczyny i czego dusza zapragnie. Może, dlatego dla wielu, własność i pieniądz, stały się sacrum.

 

Nasuwa się pytanie, czy dziś żyjąc w neokolonialnej Polsce, albo zacznijmy inaczej, powiedzmy tak hipotetycznie, że oto dożyliśmy sprawiedliwej Polski i chcemy teraz wszystko  w sprawach własnościowych sprawiedliwie rozstrzygnąć. Zakładając nawet, że jest dobra wola wszystkich stron. Czy w ogóle byłoby to możliwe?

Spójrzmy na to od strony historycznej. Mamy zaszłości nie do przebrnięcia. Jedne niesprawiedliwości nakładały się na drugie, a na te trzecie, czwarte, piąte, dziesiąte i nie wiadomo jeszcze ile. Zacznijmy od okresu niewolnictwa. Czy zdobytą własność pracą niewolniczą godzi się nazwać własnością świętą? Czy odebranie innym wolności, skazanie ich na życie w niewoli, możemy uznać za start życiowy równy z tymi, którzy ich zniewolili? A przecież ten gwałt, wołający o pomstę do nieba trwał wiekami. Chłop był prywatną własnością szlachcica, nie mówiąc o arystokracji. Dopiero jakieś minimalne prawa chłopom pańszczyźnianym przyznaje Konstytucja 3 Maja w 1791roku.

Jeszcze w okresie międzywojennym obok chłopów wolnych, mieliśmy chłopów pańszczyźnianych. Do dziś w dawnych posiadłościach hrabiego Zamojskiego skąd pochodzę, na potomków chłopów pańszczyźnianych, niektórzy pogardliwie mówią „dworusy”.

Właściciele chłopów pańszczyźnianych do woli używali sobie dziewki chłopskie, które im się tylko podobały. Prawo „pierwszej nocy” było praktyką powszechną.

A teraz spójrzmy na minione czasy od strony zniszczeń wojennych, zaborów, rewolucji, okupacji, zsyłek, przesiedleń, czystek etnicznych, wywłaszczeń, zawłaszczeń, zmian ustrojowych, kolektywizacji, a w neokolonialnej Polsce tzw. restrukturyzacji i innego rodzaju grabieży. Dziś za majątki, które utracili zaburzanie upominają się odszkodowania od rządu polskiego, oczywiście z podatków wszystkich obywateli. A kto po wojnie odbudował Warszawę, która była w zgliszczach? Kamienice przedwojennych właścicieli legły w gruzach, a oni dziś żądają, żeby im je zwrócić w stanie odbudowanym.

A jak liczyć daninę krwi przelanej za wolność Ojczyzny? Ma ona jakąś wartość, czy nie? Czy tylko własność ma wartość? Przecież ktoś wywalczył to, co się dziś zwie dobrem wspólnym – Polską.

Trzeba by to też jakoś policzyć. Np. w 1920 roku pięciu moich stryjów poszło na ochotnika na wojnę z bolszewikami. Czterech walczyło w Bitwie Warszawskiej, piąty zginął w okolicach Białegostoku.

Co byłoby z waszymi majątkami, dworami, gdyby Polski nie bronili synowie chłopscy, czy synowie robotników?

Sprawiedliwość dziejowa dopomina się równego traktowania krzywd  wszystkich pokrzywdzonych.